Pogodny Pogodny
510
BLOG

Harlow, czyli co robić?

Pogodny Pogodny Polityka Obserwuj notkę 41

Pojawiło sie ostatnio sporo relacji dotyczących wyjazdu naszych trzech ministrów do Londynu, z powodu tragicznych zajść do jakich doszło w podlondyńskim Harlow, ale czy tylko same zajścia były głównym powodem niespodziewanej wizytacji przez tak ważne resorty, czy też było coś jeszcze? Moim zdaniem tak, ta wizyta to nie tylko wizyta w sprawie samego zajścia.

 Nie chcę oczywiście tutaj ujmować rangi wizyty, czy umniejszać znaczenia tragedii jaka dotknęła rodzinę zamordowanego, ale pragnę zauważyć, że na 3000 przypadków nagłej  agresji Brytyjczyków spowodowanej Brexitem wobec imigrantów, tylko 16 dotyczyło Polaków, mimo iż stanowimy największą pod względem liczby przybyszów mniejszość narodową na Wyspach (bllisko milion), bijąc pod tym względem nawet najbardziej ekspansywną anglojęzyczną nację jaką są Irlandczycy, co nie zmienia faktu że Polacy poczuli się nagle nieswojo.

Mimo wszystko dopytywanie się dlaczego zostaliśmy jednak tak brutalnie potraktowani (morderstwo plus pobicia oraz  wypisywanie antypolskich haseł) jest klarowne jak słońce: jesteśmy po prostu w Anglii zauważalni, językowo, obyczajowo i mentalnie. To może boleć i zapewne boli, stąd takie a nie inne reakcje miejscowych. Ale czy tylko?

Biorąc pod uwagę ilość Polaków w Wielkiej Brytanii wizyta naszych ministrów to nie tylko wizyta w stylu "pańskie oko konia tuczy" czy też zamknięcie ust opozycji w Kraju, która twierdzi że rząd nic nie robi, to także działanie mające  zabezpieczyć sobie polityczną przyszłość nad Wisłą. 

Rozbudowujemy się gospodarczo, wprowadzamy szereg zmian, w tym te główne jak: program emerytalny, demograficzno-socjalny, mieszkaniowy, zdrowotny. Jednym słowem urządzamy Polskę po swojemu czyli w stylu jak być powinno, i nagle spada na nas jak grom z jasnego nieba Brexit. To cios, cios nie tylko dla rozpadającej się kołchozowej UE (lada moment może bowiem dość do wyjścia Francji z Unii, co już zapowiada kandydatka na prezydenta Marie Le Pen), ale także cios i dla nas, albowiem jeżeli rząd w Londynie nie zapanuje nad antypolskimi wystąpieniami swoich obywateli, to ci Polacy których wygnał swego czasu z Polski za chlebem Donald Tusk mogą zniechęceni i przerażeni sytuacją zechcieć powócić na łono Ojczyzny, czego  nasz budżet mógłby raczej nie udżwignąć, i co mogłoby się przełożyć w czasie także na spadek notowań PiS, a więc na zmarnowanie tego wszystkiego, co z takim trudem wyrwaliśmy postkomunistom i neoliberałom z gardła.

Oczywiście nikt nie twierdzi, że dla tych co wyjechali za chlebem z powodu Tuska czy Millera nie ma dzisiaj w Polsce miejsca. Nieprawda, ono jest, ale ze względu na rozruch i przebudowę państwa po peerelowskich i platformerskich tornadach , taki nagły powrót setek tysięcy rodzin przyniósłby w obecnej chwili Polsce więcej szkody niż korzyści. To z tego powodu, moim zdaniem pojechało do Londynu aż trzech ministrów. Mieli oni za zadanie nie tylko przyjrzeć się na miejscu zajściom w Harlow, ale przede wszystkim przekonać rząd brytyjski do tego, by ten możliwie najefektywniej - dopóki w samej Polsce sytuacja polityczna i gospodarcza nie nabierze spokojniejszych kształtów i kolorów - przyhamował rodzące się na Wyspach antypolskie -antyimigracyjne  nastroje. Gdy atmosfera polityczna wraz z gospodarką w Polsce się poprawi, a mniemam że stanie się to już niedługo, padnie zapewne wówczas ze strony premier Beaty Szydło pod adresem "angielskich" Polaków konkretna propozycja  powrotu do Kraju.

Do tego czasu jednak będzie prowadzona z Brytyjczykami tzw. dyplomatyczna gra na czas. 

Pogodny
O mnie Pogodny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka