O tym że PiS traktuje narodowców jak przysłowiowe piąte koło u wozu wiedziałem od dawna. Zresztą, każdy kto z narodową stroną trzyma ten przecież to czuje. To, że sporo narodowców głosowało na PiS w ostatnich wyborach w jakimś sensie zostało podyktowane brakiem wyrazistości samego ruchu. Narodowcy niby wiedzą czego chcą, ale aby mieć polityka na miarę prezesa PiS mogą jedynie w obecnej chwili pomarzyć. Stąd są własnie traktowani per noga i jak kwiatek do kożucha. Jednak ich głosy się liczą, więc PiS gdy sytuacja tego wymaga potrafi sięgać po narodowe dzwonki, a sięga wówczas kiedy czuje się nieco słabym. Wtedy, narodowcy są mile widziani i jak znalazł, niczym syrop na bolące gardło, ale gdy nie są potrzebni to mamy takie wypowiedzi polityków PiS-u, jak ta ministra Błaszczaka w radiu ZET, o czym poinformował portal wpolityce.pl, gdzie to minister w wywiadzie zrównał ONR z KOD-em jako margines marginesów. Dodał też, że ONR prowokował w Gdańsku na równi z KODem.
Załóżmy że tak, że prowokował, załóżmy że nerwy narodowcom nie wytrzymały jak zobaczyli Kijowskiego na pogrzebie ludzi nie z jego świata, ludzi do których się nie przyznawał, ale dlaczego minister mówi że ONR to margines marginesów? Tego zrozumieć nie sposób. Ciekawe co by powiedział minister kiedy tego marginesu by jemu i kolegom zabrakło tak w kolejnych wyborach, nie daj Boże? Czy będzie wtedy oczekiwał, że z pomocą pospieszy PiS-owi Kijowski z jego ludźmi, a gdzieś w tle może i sam Wałęsa? Przyznam, że bardzo mi się nie spodobało równanie ONR z KOD-em, gdyż znaczy to tyle że PiS powoli siada na laurach, a wolałbym aby był ostrożnym i stąpał realnie po tej politycznej polskiej ziemi.
